Na razie koniec z wypracowywaniem formy. Ponownie założymy dziś na głowę słuchawki i to w dodatku słuchawki nie byle jakie, ponieważ przenosimy się stopniowo kolejny raz o kaliber wyżej. Dzisiaj półka cenowa około tysiąca złotych. Przechodzimy ze słuchawek „domowego” użytku do pierwszego pułapu słuchawek w 100% profesjonalnych. Sięgnąłem jednak po sprzęt , który dla wielu ciągle jest niewiadomą. Nie skorzystałem bowiem z oferty któregoś z klasyków rynku słuchawek nausznych, lecz postanowiłem zaryzykować i sprawdzić hit ostatnich lat, czyli powstałą w 2009 roku firmę Meze oraz jej produkt Meze 99 Neo.
Kilka słów o firmie Meze
Na początek kilka słów wstępu o samej firmie i jej słuchawkach. Jest ona dość charakterystyczna, bo od samego początku swojego istnienia oferuje drewniane zestawy słuchawkowe. Pomysł zyskał swoich zwolenników na tyle, że w kilka lat producent stał się dość rozpoznawalny i doceniany w branży. Oprócz zdecydowanie wyróżniającego się wyglądu słuchawek szło w jego produktach również solidne brzmienie, na które pracowali ludzie ze szczerą pasją. W ekipie pracującej nad rozwiązaniami Meze znajdziemy choćby wciąż aktywnych muzyków, co z pewnością należy docenić. Dobrze, gdy nad produktami dla muzyków pracują sami muzycy, a nie jedynie sami naukowcy, technolodzy i korporacyjni urzędnicy, myślący głównie o tym, jak najskuteczniej sprzedać nam dany produkt. Na stronie internetowej Meze znajdziemy też całkiem przyzwoite rekomendacje – m.in. Chvrches, czyli popularnego ostatnio zespołu ze sceny indie; Leo Moracchioli’ego, czyli youtubera, który słynie z metalowych przeróbek hitów popowych oraz klasycznych przebojów; czy w końcu stałego bywalca metalowych festiwali na całym świecie – The Dillinger Escape Plan. Dodatkowo szacunek może wzbudzić fakt, że w wypadku tych ostatnich panów, na stronie Meze widzimy zamieszczoną rozbrajająco szczerą wypowiedź, że słuchawki tego producenta na pewno wybitnego dźwięku nie mają, ale są najwygodniejszymi na świecie i pozwalają na wielogodzinne sesje z nimi na głowie. Plus za przyznanie się do obiektywnej oceny od znanego recenzenta i brak cenzury tam, gdzie zdecydował się powiedzieć o swoich zarzutach.
Ostatnim, naprawdę ciekawym pomysłem Meze, który to właśnie chcę tu zweryfikować, jest chęć redukcji drewnianych elementów ze słuchawek i zastosowanie tworzywa. Miało to zapewnić taką samą, dobrą jakość, obniżając nieco koszty dla użytkowników. Nie każdy też musi lubić taki, można by rzec „hipsterski” design, więc taki bardziej oszczędny wygląd słuchawek na pewno wiele osób doceni. Od razu jednak spotkałem się z komentarzami, mówiącymi o zwykłym skoku na kasę i powolnym przekształcaniu obiecującej, lokalnej wytwórni w, mniej lub bardziej odległej przyszłości, w część jakiegoś korporacyjnego molocha. Standard, jedna część Internetu chwali, druga zarzuca sprzedanie się. Metallica skończyła się na Black Album a Meze „od słuchawek” przed wypuszczeniem 99 Neo… Do dzieła, odpakowujmy nasz zestaw!
Wygląd i wygoda Meze 99 NEO
Sporych rozmiarów kartonik zawiera ładny, wyglądający na mocny, futerał pokryty dermą, z naszymi słuchawkami oraz dodatkowy pokrowiec na akcesoria. Wśród owych akcesoriów mamy do dyspozycji kabel mobilny z pilotem i dwa adaptery – samolotowy oraz 6,3 mm. Zaczyna się, mówiąc wprost, elegancko i z dużą klasą. Wyciągamy z futerału same słuchawki. Plastikowe, czarne słuchawki i metalowe elementy, a więc to, o co cały ten zgiełk przeciwników nowego produktu Meze. Poszczególne elementy kabla wzmacniane kevlarem, wtyki – pozłacane. Konstrukcja słuchawek – bez kleju, rozkręcana, co powinno pozwolić łatwo dotrzeć do ewentualnych usterek i naprawiać sprzęt w przyszłości. Bez trudu można dojść do wniosku, że faktycznie, mamy już do czynienia z urządzeniem studyjnym, nie jakimiś „słuchaweczkami”, które zwiniemy i wciśniemy do kieszeni. Pilot ma działać z urządzeniami w systemach Windows, Android i iOS – sprawdziłem, naprawdę działa (przynajmniej na wersjach systemów, do których miałem dostęp). Pasek ładnie dostosowuje się do głowy, nic nie trzeszczy, nie przeszkadza, ale to nie powinno być akurat niczym wyjątkowym, gdy płacimy tysiąc złotych. W tej klasy urządzeniu to już wymóg konieczny, wpadki na tak podstawowym poziomie nie wchodzą w grę. Przejdźmy do tych, tak zachwalanych przez kolegów z Dillingera nauszników. Czy rzeczywiście są najwygodniejsze na świecie? Hmmmm… Na pewno są dość duże, przez co spokojnie obejmą całe uszy. Są też naprawdę bardzo miękkie. W istocie, nie czułem dyskomfortu po kilku godzinach. Dotyku anielskiego jednak też nie doświadczyłem, więc nie rozpływałbym sięaż tak bardzo – na pewno znajdą się słuchawki wygodniejsze – postaram się kiedyś w przyszłości Wam takie opisać.
Dźwięk
Teraz sedno sprawy – dźwięk. Widziałem opinie, że w porównaniu do drewnianego poprzednika, dźwięk nic nie stracił, a nawet zyskał. Jestem skłonny w to uwierzyć. Wydaje się, że producent naprawdę postanowił wziąć sobie do serca uwagi użytkowników. Ewidentnie czuć starania dążenia do typowego dźwięku studyjnego przy zachowaniu „rozrywkowości” brzmienia. Bas jest wyraźnie dociążony, lecz w granicach zdrowego rozsądku, szczegóły brzmienia nie giną – nie ulegamy tutaj basowej modzie w słuchawkach. Pobawiono się przy równowadze dźwięku, ponieważ góra może być dla miłośników sopranowych dźwięków zawodem. Jak dla mnie nie jest to dużym zarzutem, lecz w konkretnych przypadkach może być lekką uciążliwością. Scena, czyli przestrzeń, w jakiej wydają się brzmieć dźwięki, jest imponująca. Jasne, słyszałem lepsze, ale doświadczałem tego na sprzętach droższych – często znacznie droższych.
Podsumowanie Meze 99 NEO
Nie miałem sposobności skorzystać z poprzednika Meze 99 Neo, czyli słuchawek drewnianych, więc nie jestem w stanie dokonać dokładnego porównania. Mogę jednak spojrzeć na sprawę w ten sposób, że jak na wydatek ok. 1 tys. złotych, to Meze 99 Neo jest zakupem wręcz znakomitym. Naprawdę wyprzedza pod wieloma względami modele w przedziale cenowym o tysiąc wyższym. Bez dwóch zdań, decydując się przeznaczyć tyle pieniędzy na słuchawki, warto. Określanie ich najlepszymi w ogóle jest oczywiście grubą przesadą, lecz o miano najlepszych w swojej kategorii walczyć już mogą – co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.